sobota, 23 maja 2009

Letnie klimaty z przeszłości...


Ponieważ lato się zbliża, trochę letnich klimatów, z przeszłości.
Żeby blog nie leżał odłogiem (i tak leży), w czasie produkcji ograniczonej prawie do zera, wyciąga się z głębokiego archiwum jakieś stworki.


Bawełniana bluzka, wykrój z burdy.








Dwa topy z Sonaty, pomysły własne...










I bluzka...








czwartek, 21 maja 2009

Blog na urlopie…


Przyszła wiosna, zrobiło się ciepło…  czyli jak tradycja nakazuje, blog na ”urlopie”.
A to robótki skończone wieki temu…













Muszę jeszcze skombinować jakiś pasek do tuniki. Na pewno gdzieś na dnie szafy leżą skrawki czarnej tkaniny. Kilka minut krojenia, kilka minut szycia i będzie…



niedziela, 12 kwietnia 2009

piątek, 27 marca 2009

Tunika i bluzka…


Zaczęłam szyć dzianinową tunikę.

Coś złego dzieje się z moją maszyną. Kiedyś szyłam dzianiny i było super, teraz koszmar. Dopiero jak podłożę papier, idzie w miarę dobrze. Prawie skończyłam, zostało tylko podwinięcie dołu i rękawów.
Dziś kupiłam nową burdę. Jest kilka wykrojów sukien ślubnych, w tym ta zbliżona do mojego ideału. Dlaczego dopiero teraz?????  Nie będe przecież szyć drugiej. Ale kiecę tego typu na pewno kiedyś uszyję, na inną okazję.

I dwie zaległości. Biała tunika i bluzka z satyny. Ciekawe, kiedy będę ją nosić, skoro za satyną nie przepadam.









wtorek, 24 marca 2009

Nowa robótka…


Sweterek z Czterdziestki skończony, już jakiś czas temu. Poszły dwa motki i trochę. Gdybym wiedziała, że tyle mi zostanie, zrobiłabym kilka cm dłuższy.













 



piątek, 13 marca 2009

Mam mam mam…


Mam mam mam…   Mam lustrzankę cyfrową. Wczoraj przyszła paczka.
To było moje wielkie marzenie (nigdy nie mogłam uzbierać odpowiedniej sumy), od dawna.
Najpierw miał być Canon, potem Nikon, a jest Pentax. Przeczytałam sporo opinii w necie i wybrałam…
Okazało się, że fajnie się go trzyma w rękach (przed zakupem nie był macany), ma poręczne przyciski…
Teraz czeka mnie sporo nauki, w końcu to moja pierwsza lustrzanka. Nie mam zamiaru robić fotek automatem, od tego są kompakty. Ale ja i przy kompakcie używałam ustawień manualnych, tyle, na ile się dało (wiadomo, kompakt ma małe możliwości). I gapiłam się w wizjer, nie w ekran (z małymi wyjatkami, np. makro). Trudno mi pozbyć się nawyków z czasów analogowych.
A dziś przyszedł plecak, taki specjalny, na lustrzankę. Jest naprawdę super, jak dla mnie.
Już się nie mogę doczekać czerwcowego wyjazdu w Tatry.




wtorek, 10 marca 2009

Żakietowo...


Zanim wrzucę fotkę nowego żakietu, upłynie zapewne sporo czasu. W zastępstwie cztery żakiety uszyte kiedyś tam.
Wszystkie wykroje pochodzą z burdy, oczywiście trochę poprzerabiane, do moich potrzeb.


Żakiet nr 1, sztruks, tzw. brudny róż (tu tak nie bardzo na brudny wygląda) plus spódnica do kompletu. 












Żakiet nr 2, też sztruks, turkus (tu na bardziej niebieskawy wygląda) plus grafitowa spódnica, też uszyta przeze mnie.
Istnieje jeszcze spódnica do kompletu, ale nie wiem, kiedy znajdzie się na blogu. Pewnie w ogóle się nie znajdzie.








Żakiet nr 3, dla odmiany dżinsowy. Uszyłam też z tego dżinsu spodnie. Nawet nie wiem, czy ukazały się na blogu, tak przy okazji prezentowania innego ciucha, bo osobno na pewno nie.





Żakiet nr 4, śliwkowe boucle. Pamiętam, że szyjąc go bardzo się śpieszyłam, bo następnego dnia rano wyjeżdżałam na wesele. I chciałam go ze sobą zabrać. Skończyłam szycie około godziny drugiej w nocy.
To był akurat koniec października, pogoda piękna, słońce, temperatura bardzo wysoka, jak na tę porę roku. Zajeżdżam na miejsce, a tam ziiiiiimnooooo straszne. Taka drobna różnica między Dolnym Śląskiem a wschodnią Polską. Oj, nie ogrzał mnie żakiecik wtedy...
Do kompletu spódnica, uszyłam ją nieco później.














wtorek, 3 marca 2009

Nowe dłubanie i stare dłubanie…


Zima tak jakby się skończyła, ociepliło się, śnieg się stopił… Ale na prawdziwą wiosnę trzeba będzie jeszcze poczekać.
I na wytęsknioną, porządną włóczęgę po górach, i na wycieczki rowerowe…
Zaczęłam nowe dłubanie. Zostały mi trzy motki Czterdziestki i trzeba było je jakoś wykorzystać. Na sweterek z krótkim rękawem na pewno wystarczy.


A to stare dłubanie, sweter z Dalii...



























środa, 25 lutego 2009

Zima, zima, zima…


Znów sprawdziło się powiedzenie „tylko krowa nie zmienia poglądów”. W niedzielę (szkoda, że  to tylko jeden dzień) pojechałam w góry, aby zobaczyć prawdziwą zimę. Bo w mojej mieścinie jak zwykle… 
No i włóczyłam się przez kilka godzin. Było super, nawet kiedy trzeba było brnąć w śniegu po kolana.
Mój T wciąż mi wypomina (w żartach oczywiście) moje „nie… nigdy… zima jest okropna… śnieg jest paskudny… na pewno nie będę chodzić zimą po lesie…). Wystarczy uśmiech, dobry humor i ciepłe ubranie. I szklanka gorącego kakao przed wyjściem.
Cieszę się też, że w końcu mam sporą kolekcję zimowych fotek.






















wtorek, 17 lutego 2009

Robię sobie…


Robię sobie dalej sweter…   Zastanawiam się, co mi wyjdzie, bo nigdy wcześniej czegoś w tym stylu nie robiłam, a gazetowe opisy nie są dla mnie.  Najlepsze jest to, że w ogóle nie wezmę igły do ręki.

Przypomniało mi się, że mam dwa metry tkaniny, z której miałam uszyć ciepły, zimowy płaszcz. A że okazała się za cienka…   Wymyśliłam sobie żakiet i spódnicę (innych rozsądnych pomysłów brak). Wykrój ten sam (fotka – wpis z 8.10.08), co ostatni zielony płaszcz, oczywiście odpowiednio ”skrócony”. Kieszenie tym razem wpuszczane, w szwach bocznych, nie naszywane. Spódnica… jeszcze nie wiem…
Miała być bardzo śnieżna zima (prognozy straszą), ale jak na razie tylko lekko prószy. Owszem, spory śnieg jest, 20 km dalej, w górach.


A ten sweter zrobiłam kiedyś tam. Włóczka Malwa (podwójna), pomysł własny.











czwartek, 5 lutego 2009

Szycie w toku…


Nie wiedziałam, że szycie tak łatwo i szybko mi pójdzie. Bardzo dobrze dobrałam tkaninę, fajnie się szyje, nic się nie marszczy, nic się nie naciąga. Góra prawie gotowa, dół prawie gotowy, muszę tylko połączyć jedno z drugim.

Jak zwykle miałam problem z zamkiem. Wszyty równo, ale nie idealnie. Trochę za nisko (chodzi o górę), będę musiała zrobić dodatkowe zapięcie na haftkę.
Ogólnie jestem zadowolona, choć oczywiście mogło być lepiej.

Tunikę z Bawełny skończyłam. Lipiec 2007 – luty 2009…  rzeczywiście niezły czas…










niedziela, 1 lutego 2009

Czapka...


O, zima wróciła… Tak się szaro zrobiło odkąd przyszła odwilż, a tu niespodzianka, w nocy spadł nowy śnieg. I jeszcze cały dzień sypał.
Zrobiłam już czapkę mojemu T, niewiele czasu mi to zajęło. Taką zwyczajną, prostą, jak to dla faceta. Jutro ją dostanie, myślę, że będzie zadowolony.






wtorek, 27 stycznia 2009

Sweter skończony…


Sweter dla mojego T skończony…





Od mojego różni się tylko fasonem i długością ściągacza. Włóczki na szczęście wystarczyło. Został nawet jeden motek. Gdybym to mogła wcześniej przewidzieć… Sweter byłby trochę dłuższy… ale nie będzie. Będzie za to czapka, też dla mojego T.
A teraz kończę szalik. Nawet nie pamiętam, kiedy zaczęłam go robić. Chyba daaaaawno temu.

I poprawiona wersja swetra (pod szyją), który kiedyś pokazywałam…













 
Miałam zacząć w tym tygodniu szycie sukienki ślubnej, ale złapałam wirusa, źle się czuję i odłożyłam to na później.