piątek, 27 grudnia 2013

I jeden Mikołaj...


Do kompletu...
Wolałabym płaszczyk obszyty futerkiem, ale nie miałam. Dlatego wykorzystałam wygrzebany gdzieś z dna pudła kawałek włóczki boucle. Nie chciałam Mikołaja w płaszczyku lnianym lub bawełnianym, zapinanym na guziczki, więc jest polar, bez zapinania.
Tym razem moje dziecko nie wyraziło nienawiści, jak w przypadku aniołków. Może dlatego, że Mikołaj przynosi prezenty i nie chciał się narażać?
Fotki solo i z kumpelami.

































czwartek, 26 grudnia 2013

Aniołki dwa...


W końcu się za nie wzięłam, w końcu je uszyłam.
Moje aniołki są nieco inne, niż te oryginalne, tildowe, z książki. A muszą być identyczne? Chyba nie. Nie mam w swoich zasobach odpowiednich tkanin (bawełna, len), takich typowo tildowych. Tak ogólnie, bo nie chodzi mi o konkretny wzór.
Mojemu dziecku nie spodobały się. Najchętniej, to by je podeptał i wyrzucił przez okno. Tak dla zasady. On uwielbia "być na nie" w prawie każdej sytuacji. Jak się uprze, to nie da się go przekonać. Mam nadzieję, że ominie nas bunt odzieżowy. Na razie założy wszystko, ale co będzie w przyszłości, nie wiadomo.
























czwartek, 19 grudnia 2013

Piżamowe portki...


Dawno temu kupiłam flanelę na podszewkę do kurtki i spodni. Oczywiście z zapasem, dlatego został mi niewykorzystany kawałek. W pierwszej wersji miała z niego powstać piżamowa koszula. Ale nie powstała, dziecko podrosło, kawałek zrobił się za mały... 
I z koszuli zrobiły się spodnie. Kroiłam w poprzek tkaniny, bo wzdłuż było za krótko. 
Jak widać na załączonych fotkach, paski na przodzie nie "spotkały się" ze sobą. Nie zwróciłam na to uwagi przy krojeniu. A nawet nie pomyślałam, aby zwrócić. Wyszło przy szyciu. 
I co? Cóż, to tylko piżama, więc problemu nie widzę. 
Z jednej strony, to mogłam tego postu w ogóle nie zamieszczać. Z drugiej strony, gdyby nie takie drobiazgi, blog byłby znacznie odchudzony.























wtorek, 17 grudnia 2013

I jeszcze raz czapka...


Pozostanę przy temacie czapek...
Tym razem czapka mężowa. To taki prezent mikołajowy, o którym wiedział (czyli bez niespodzianki), bo sam wybierał włóczkę. Musiał wybrać, żeby nie było, że kolor nie ten.
























niedziela, 15 grudnia 2013

Czapka dziwadło...


To właśnie ta czapka, o której niedawno pisałam...   że robię.
Niech będzie, lubię, jak moje dziecko ma dużo czapek. I pewnie wkrótce będą następne. Na jedną włóczka już zakupiona (poprzedni post).
Dziwadło nie jest moim pomysłem, jak to zazwyczaj w przypadku mojego drutowania bywa. Zainspirowałam się tym.






































 









wtorek, 10 grudnia 2013

Nieplanowany zakup...


Poszłam dzisiaj do sklepu po zamek do spodni. Tylko i wyłącznie po zamek do spodni (przerabiam sobie spodnie ciążowe na normalne). I wróciłam z tym, co widać na poniższej fotce.
Pisałam kiedyś, że nie mam włóczki na czapkę, która mi nagle w głowie zaświtała. Już mam. Kupiłam aż trzy motki (w sumie ten trzeci, to tak na wszelki wypadek), bo będę robić podwójną nitką. A skoro czapka, to i niech szalik przy okazji będzie, taki w formie golfu.
Pod włóczką leży kawałek bawełny. Chcę w końcu uszyć tildowe aniołki. Święta się zbliżają, okazja jest. Poza tym, nie po to kupiłam książkę, aby tylko leżała na półce i się kurzyła. Wśród swoich zasobów ścinkowych, nie miałam nic przypominającego kolor skóry, więc musiałam coś nabyć.

Wyprodukowałam ostatnio kilka nowych rzeczy, ale nie mam jak zrobić zdjęć. Chmury, zero słońca, ciemno w chałupie...  Tu użyłam lampy, tak wyjątkowo, przy wyrobach gotowych nie chcę, wolę normalne światło.









czwartek, 5 grudnia 2013

Sweter z kotem...


Na czapce kot, na kurtce kot, na bluzie kot... I przyszła kolej na sweter, też kot. Bo posiadanie kota na punkcie kota, mojemu dziecku nie mija. 
Ostatnio mam lenia na wymyślanie wzorów (już o tym wspominałam), dlatego jest zwykły ryż, plus ten wspomniany kot, dla urozmaicenia. Zapewne większe zadowolenie wzbudziłaby śmieciarka, ale wydzierganie jej, jest dość mocno pracochłonne.
Sweter zaczęłam robić...  nie wiem...  dość dawno temu. Szło mi opornie, potem sobie leżał, taki nieskończony, przez długi czas. Wróciłam do niego jesienią, gdzieś między jedną czapką a drugą. I tu już poszło szybko. Bo placykowa ławka, to jak już chyba kiedyś pisałam, fajnym i szybkim miejscem do drutowania jest. Normalnie nie mogę odżałować, że na wiosnę (fakt, późno przylazła) nie zaczęłam. Pewnie niejeden sweter by powstał.
Włóczka Zorza, kupiona jeszcze w dobrych czasach. A kot, to chyba z Kocurka powstał. Nadal się uczę działać na szydełku, ale na razie z marnym skutkiem.























wtorek, 3 grudnia 2013

Zielona czapka...


Dawno temu zrobiłam sobie czapkę...  Potem ją nosiłam...  Potem mi się znudziła i przy okazji rozciągnęła... A potem leżała przez długi czas w szafie. 
Niedawno ją wyciągnęłam z owej szafy, sprułam... i zrobiłam nową. Taką prostą i zwyczajną, bo po pierwsze kombinować mi się nie chciało, a po drugie włóczki nie miałam zbyt dużo.
Czapka powstała tym razem nie na placyku, lecz w pociągu regioekspres relacji Lublin - Wrocław Główny. Czyli każdą chwilę można wykorzystać pożytecznie.