środa, 9 kwietnia 2014

Góralski...


Od kupna włóczki do powstania wyrobu gotowego minęło prawie pięć lat. To wełna, którą przywiozłam z Zakopanego (nietypowa, jak na dzisiejsze czasy podróż poślubna). Leżała, leżała, przerobiłam kilka rzędów, leżała, leżała, leżała...  I w końcu musiałam się wziąć za robotę. Nawet szybko mi poszło. Nie pierwszy raz pożytecznie wykorzystałam czas spędzony na placykowej ławce.
Wełna z tych gryzących, bardzo, bardzo gryzących, dlatego golf pod swetrem obowiązkowy. I nie wiem, czy sam golf wystarczy, jeśli będzie taki cienki, bawełniany. 
Wzór znowu najprostszy z możliwych. Nadal mam lenia na różnego rodzaju warkocze.































Brak komentarzy:

Prześlij komentarz