piątek, 31 stycznia 2014

Pasiaki...


Pierwsza moja myśl, tkanina na poduszki. A potem mąż stwierdził, że przecież na ubranie może być. Pomyślałam, dobrze, niech będzie na ubranie. Najbardziej pasowały mi tu spodnie.
Minęło trochę czasu i uszyłam takie oto dziwolągowate portki.
Wykrój Burda 12/2011, z tym, że tam są wpuszczane kieszenie, a ja zrobiłam naszywaną i tylko jedną. Miały być dwie, ale ta druga tak mi się "artystycznie" naszyła, że od razu ją odprułam, a drugi raz naszywać mi się nie chciało.
Dobrze, że moje dziecko nie zwraca na razie specjalnej uwagi na ciuchy i co mama uszyje lub kupi, bez protestu nosi. Bo gdyby zwracał, to pewnie by tych pasiaczków nie założył.
Pozostał mi jeszcze spory ścinek, więc prawdopodobnie stanie się elementem kurtki. Szycie dopiero w dalszych planach.





















środa, 29 stycznia 2014

Dżinsy z odzysku...


Tato miał spodnie. Niestety za ciasne, więc ich nie nosił i leżały sobie na dnie szafy. Stan ich można było określić jako zdecydowanie dobry, więc wyrzucenie ich, na przykład do śmieci, byłoby nieporozumieniem. Dlatego pewnego dnia podarował owe spodnie synowi. Tak, żeby miał co zdzierać na placyku. Oczywiście zadanie przerobienia z rozmiaru dorosłego na dziecięcy przypadło mamie, czyli mnie.
I przerobiłam.
Zachowałam oryginalne tylne kieszenie (tylko nieco je zmniejszyłam, ścinając boki) i pasek.  Dzięki temu miałam odrobinę mniej pracy. Łatka w okolicy kolana, została naszyta z konieczności. W celu zakrycia małej dziurki, która powstała w nieznanych mi okolicznościach.
Do stebnowania użyłam nici w kolorze jarzystej trawiastej zieleni, czego na fotkach w ogóle nie widać.
Wykrój, jak w przypadku sztruksów, Burda 4/2013.































poniedziałek, 27 stycznia 2014

Sztruksowe rurki...


Wyjrzało na moment słońce, więc mogłam pstryknąć kilka fotek. Do ideału "światłowego" daleko, ale lepsze to niż ciemne chmury. Coś tam jednak widać.

Z poprzednich spodni z bordowego sztruksu moje dziecko niestety wyrosło. Miałam w planach przedłużenie nogawek, ale jak dotąd tego nie zrobiłam. Za to uszyłam nowe. Sztruksu miałam na tyle, że wystarczyło na drugą parę.
Portki szyte tradycyjnie na wyrost, dlatego mam nadzieję, że chociaż na dwa sezony wystarczą. Z rurkami jest łatwiej, bo wąskie nogawki zatrzymują się na butach. Szerokie już nie i szurają po ziemi, czego nienawidzę.
Urwis oczywiście ich nie przymierzył i jak to zazwyczaj bywa, zobaczę jak na nim leżą dopiero przy pierwszym wyjściu.
"Łatki" na tylnych kieszeniach pojawiły się, bo...  musiałam zakryć dziurkę, która z powodu mojej głupoty, powstała przy krojeniu jednej z nich. 
Wykrój Burda 4/2013.
































czwartek, 23 stycznia 2014

Po przerwie... kolejny zakup...


Dawno nic nie kupowałam na allegro. Były wprawdzie szmatki na stroje weselne, ale to był mus i się nie liczą.
Tym razem bez musu. Też potrzebne, ponieważ moje dziecko rośnie i trzeba mu wymienić garderobę. To, co dwa lata temu było na wyrost, w zeszłym roku było w sam raz, a w tym roku będzie niestety za małe. Z kolei mąż nie rośnie, lecz niszczy po pewnym czasie.
Wydałam na szmatki 90 zł, a uszyję z nich:
portki sztruksowe dla męża i dla młodego chyba też...
dżinsy i kurtkę dla młodego...
dres dla młodego...
dwie pary letnich portek dla młodego...
i coś tam jeszcze na pewno, bo sporo dużych ścinków zostanie...
Nawet nie chcę myśleć, ile kosztowałyby gotowe produkty.
Dla mnie nic, bo ja i tak mam za dużo ubrań. Ja chcę tylko długie gacie z pampersem na rower, bluzę (też głównie z myślą o rowerze), spodnie moro (jest w planach zakup tkaniny dla całej rodzinki)... i... GLANY... O nich śnię i marzę od dawna, ale kasy zawsze braknie.
Zdjęcie robione z lampą, więc kiepsko widać.












poniedziałek, 20 stycznia 2014

Ciasto...


Poszyłam trochę ostatnio, ale fotek zrobić nie mogę, bo ciemno w chałupie. Czekam, aż ciemne chmury odlecą i słońce się pojawi.
A to "robótka" mojego męża. Ja bym tak nie potrafiła. W sumie, to ja jestem od domowego pieczenia, ale ciasto drożdżowe, to dla mnie czarna magia i pozostaję przy prostszych rozwiązaniach. Jemu wyszło od razu. Ładnie wygląda i jeszcze ładniej smakuje.














czwartek, 16 stycznia 2014

I szalik-golf do kompletu...


Szalik-golf skończony. Mam nadzieję, że nie jest za wąski i przejdzie Trzpiotowi przez głowę. Ja to przeważnie wszystko robię "na oko", więc różnie może być.
I zaczęłam kolejną czapkę, tym razem dla siebie.





























niedziela, 12 stycznia 2014

Pompon czapka...


Raczej nie jest to ulubiona bajka mojego dziecka, ale czasem ogląda. Stworek sympatyczny jest i tak jakoś pewnego dnia, zainspirował mnie do stworzenia czapki. Nie jest to oczywiście stuprocentowe  odwzorowanie, ale coś tam podobnego ma. Michał od razu rozpoznał kto to taki.
Wiem, wiem, pomponiki powinny być różowe............  A ja zrobiłam czerwone. Chłopak i kolor różowy? Nieeeeeeee.........  Nawet, jeśli to tylko mały pomponik.
Włóczka Kotek, podwójna nitka, zużyłam dokładnie jeden motek.




















Oczy porozchodziły się na boki po założeniu czapki. A powinny trzymać się razem. Tak, przyznaje się, zrobiłam błąd przy ich przyszywaniu. Jak będzie mi się chciało, odpruję je i przyczepię na nowo, tym razem bliżej siebie.

















Wkrótce pojawi się szalik-golf do kompletu. Prawie go skończyłam. 
I chciałabym od razu zacząć następną czapkę, ale na razie nie mam włóczki. Nie wiem, czy jest w sklepie odpowiedni kolor. Kupno przez neta niewielkiej ilości kompletnie się nie kalkuluje, ze względu na koszt przesyłki.






środa, 8 stycznia 2014

Kwieciste poszewki na poduszki...


Takie tam zwyklaki, z jednego kawałka cięte i pozszywane. 
Na szycie innych, bardziej wymagających, nie mam na razie nastroju. Ten brak nastroju można określić innym słowem... lenistwo i brak chęci do wszelkich tkaninowo-ścinkowych kombinacji.
Uszyłam je jeszcze w starym roku, przed świętami, ale ciężko było fotki zrobić, a potem na bloga wrzucić.