czwartek, 18 kwietnia 2013

Mikro zakupy...


Tym razem wyjątkowo nie netowe, a stacjonarne. Pewnie byłyby częstsze, gdyby nie słaby wybór tkanin w tego typu sklepie.
Grafit na mężowe spodnie, kwiatki na piżamowe portki dla mnie plus... nie wiem co. Bo portki mają być krótkie (na lato), więc połowa (albo i więcej) zostanie.
Ciekawe, kiedy najdzie mnie szyciowa wena, oj ciężko będzie. Chociaż samo szycie, to jeszcze nic, najgorsze jest krojenie, nienawidzę tego.

Potrzebna jest mi torba. Duża torba. I nie wiem, co mam robić. Teoretycznie mogłabym kupić, ale szkoda kasy, lepiej wydać ją na coś bardziej pożytecznego. W domowych zakamarkach trochę tkanin zalega, więc odpowiedź wydaje się prosta. USZYĆ samemu. Tylko, że ja nie potrafię szyć toreb. To jest mega trudne zadanie (płaszcz, żakiet, kurtka, to przy tym pikuś), do tego wymaga ogromnych pokładów cierpliwości, a u mnie z tym krucho. Nie chcę, żeby była to zwyczajna siatka na zakupy, lecz coś bardziej skomplikowanego, z zamkiem, kieszeniami, podszewką...








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz