No i uszyłam marynarkę (plany odnośnie tej tkaniny początkowo były inne), o której niedawno wspominałam (burda 4/2013). W sumie, to miały być dwie marynarki (dla seniora i dla juniora), na razie jest jedna, ta mniejsza wersja. Uszyta zdecydowanie na wyrost, ale jak leży, to nie mam pojęcia. Trzpiot mały za nic w świecie niczego nie przymierzy, ani w trakcie szycia, ani po. Rezultaty zawsze ogladam przy pierwszym wyjściu z domu, bo wtedy wyjścia nie ma, coś założyć musi. Całe szczęście, że na razie nie posiada żadnych preferencji ubraniowych , nosi wszystko bez protestów. Oby jak najdłużej. Kolor na fotkach jakiś dziwny wyszedł (tradycyjnie), w rzeczywistości jest to ciemny granat. Niestety, tkaninę ową lubią wszelkiego rodzaju paprochy, więc ciągłe czyszczenie murowane.
Tym razem bez igły i drutów, ale jakby się uparł do robótek zaliczyć można.
Moje dziecko od jakiegoś czasu jest fanem śmieciarek i kubłów na śmieci (nie mam pojęcia skąd mu sie to wzięło, pewnie po tacie, bo on w dzieciństwie przechodził to samo), więc postanowiłam mu te kubły zrobić. Śmieciarki nie zrobię, za wysokie progi. Śmieciarkę kupiłam. Szczyt piękna oczywiście to nie jest, ale trzylatek o tym nie wie i jest z "zabawki" zadowolony. To, że zainteresowanie nie trwa długo, to już inna sprawa.
Mam zamiar wziąć się wkrótce za produkcję kolejnych dziwolągów.
Tym razem wyjątkowo nie netowe, a stacjonarne. Pewnie byłyby częstsze, gdyby nie słaby wybór tkanin w tego typu sklepie. Grafit na mężowe spodnie, kwiatki na piżamowe portki dla mnie plus... nie wiem co. Bo portki mają być krótkie (na lato), więc połowa (albo i więcej) zostanie. Ciekawe, kiedy najdzie mnie szyciowa wena, oj ciężko będzie. Chociaż samo szycie, to jeszcze nic, najgorsze jest krojenie, nienawidzę tego.
Potrzebna jest mi torba. Duża torba. I nie wiem, co mam robić. Teoretycznie mogłabym kupić, ale szkoda kasy, lepiej wydać ją na coś bardziej pożytecznego. W domowych zakamarkach trochę tkanin zalega, więc odpowiedź wydaje się prosta. USZYĆ samemu. Tylko, że ja nie potrafię szyć toreb. To jest mega trudne zadanie (płaszcz, żakiet, kurtka, to przy tym pikuś), do tego wymaga ogromnych pokładów cierpliwości, a u mnie z tym krucho. Nie chcę, żeby była to zwyczajna siatka na zakupy, lecz coś bardziej skomplikowanego, z zamkiem, kieszeniami, podszewką...
Przed kocią bluzą uszyłam takie dresowo-polarowe portki. Wnioski... Wykrój nadaje się tylko na cieńsze, lejące dzianiny, a polar do nich nie należy. Dlatego nie wyszły tak, jak wyjść powinny, tzn. źle układają się w noszeniu. Dokładnie zbadam całą sprawę w czasie spaceru, wtedy Trzpiot założy je na dłużej. Mierzenie trwało około 5 sekund, czyli zdecydowanie za krótko.
Mój mały wielbiciel kotów doczekał się kolejnego ubranka z wizerunkiem swojego ulubieńca. Ta bluza, to taki trochę przypadek. Polar czerwony i granatowy został zakupiony w celu podszewkowym do zimowych kurtek (wykorzystałam dawno temu). A z pozostałości miały powstać bluzy, o ile pamiętam, jednokolorowe. Tu akurat terminu szycia nie ustaliłam. I nagle, pewnego dnia, zobaczyłam przed moimi oczami to, co zamieszczam na poniższych fotkach. Zrealizowałam kilka dni temu moją wizję. Szyło się fajnie i szybko, bo wykrój prosty i polar przyjazny w szyciu. Poza jednym elementem, miałam dwa podejścia do dekoltu. Za pierwszym razem wyszedł za luźny i musiałam pruć. To akurat u mnie norma. Z drugiej próby (ostatecznej) też szczególnie zadowolona nie jestem, ale musi zostać tak, jak jest. Wykrój z burdy 9/2005, jak zawsze wykorzystany po mojemu.
Tym razem udało mi się od razu sfotografować modela...
Pozostałe ubrania: spodnie - Viki-Pstryk buty - Emel
Kolejne spodnie dla Michałka. Dla chłopaka spodni nigdy nie jest za wiele. Poza tym z poprzedniej kolekcji powyrastał (lub jest w trakcie wyrastania), wiec trzeba stworzyć nową. A dopóki mam spory zapał do szycia (latem pewnie minie), szyję. Kolejna tkanina z prezentu, który kiedyś otrzymałam. Prawdopodobnie elanobawełna (kojarzę ten typ z dawnych czasów). Na fotkach kolor jakiś taki beżowaty wyszedł, w rzeczywistości jest szary. Wykrój z burdy 6/2007, tym razem prawie nic nie zmieniałam, poza brakiem tylnych kieszeni (zapomniałam), brakiem karczka (nie chciało mi się) i imitacją zamka zamiast wszytego zamka. Wiem, że przed zrobieniem zdjęć powinnam użyć żelazka, ale tradycyjnie mi się nie chciało. Przyznam jednak, w czasie szycia było używane. Pewne elementy musiały być przyprasowane, a w przypadku już gotowgo produktu, byłoby to trudne do wykonania.
Skończyłam jakiś czas temu, ale nie było czasu na zrobienie zdjęć i zamieszczenie. Tym razem kolor wyszedł lepiej, niż w przypadku spodni, choć nadal nie jest to turkus. Jak już nadejdzie ta wiosna (ciekawe kiedy...), ubiorę Trzpiota w "garniturek", pstryknę fotę w lepszych warunkach (na powietrzu), lepszym aparatem i............. Wykrój pochodzi z burdy 10/2008, z tym, że ja ją trochę "usportowiłam", czyli... nie naszyłam "falbanek"(nie znam fachowej nazwy), naszyłam kieszenie, zwężyłam rękawy, nie zrobiłam rozcięcia w rękawach (po co sobie roboty dodawać), wyrównałam dół. Mam w planach uszyć jeszcze z tej tkaniny coś dla siebie, konkretnie spódnicę. A z tego, co zostanie (nie będzie tego dużo), to nie mam pojecia. Na pewno coś dla Michałka, tylko co???