sobota, 19 stycznia 2013

Rękawiczki...


Co dzieje się, kiedy włóczkowe rękawiczki spotkają się ze śniegiem? Wiadomo, szybko robią się mokre i przemakają. Dlatego musiałam sprawić dziecku takie, które przemakać nie będą. Najpierw pomyślałam o kupnie, ale... na Allegro nic odpowiedniego  nie znalazłam a pójście do dzieciowego sklepu (zero pewności, czy będą), to dla mnie wielki wyczyn. Chociaż nie, znalazłam coś na Allegro (szukałam tylko polskich produktów, o chińszczyźnie jak zawsze nie ma mowy), ale toto wraz z przesyłką kosztowało 33 zł. Tyle to nie dam na kawałek zwyczajnego ortalionu z polarem. I to krojone w całości, bez doszywania palca.

Postanowiłam sama uszyć. Nie wiedziałam, co mi z tego wyjdzie, bo ortalion (innej tkaniny nadającej się nie posiadam) szyje się bardzo nieciekawie.
Wykrój wzięłam z burdy 11/2011. Pamiętam, że kiedyś gapiłam się na niego i nie mogłam złapać, o co chodzi. Teraz załapałam, po prostu z wielką uwagą przyglądałam się gotowej rękawiczce.

Najpierw uszyłam chabrowe. Właściwie nie było to szycie, a eksperymentowanie. I nie wyglądają tak, jak powinny. Chodzi m.in. o wywinięty na zewnątrz polar. Przeszyłam to ręcznie, bo z powodu mikrowymiarów, ciężko byłoby wsadzić pod maszynę.
To powstałego tunelika wciągnęłam gumkę. Już po zrobieniu fotki.

Potem przyszła kolej na granatowo - grafitowe. Nie było to zamierzone połączenie. Kroiłam wieczorem, przy sztucznym świetle i nie zauważyłam różnicy w kolorach. Przy szyciu już tak, ale nie chciało mi się ponownie sięgać po nożyczki.
Wyciągnęłam wnioski z poprzednich błędów i tym razem wyszło trochę lepiej. Do ideału jednak daleko. 
Do trzeciej pary postaram sie lepiej przyłożyć.

Może uda mi się znaleźć kawałek tkaniny (nie wiem, gdzie wsadziłam), która ortalionem nie jest (szyłam torbę i mi zostało) i z niej uszyję.





















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz