czwartek, 3 października 2013

Tunika z odzysku...


Tym razem coś dla mnie, po dłuższej przerwie.
Taka tam tunika. Wykorzystałam do tego celu moher Aniluxu, kupiony sto lat temu i dwa razy wcześniej użyty. Ani jeden, ani drugi sweter nie przypadł mi do gustu, więc prucie było jedynym wyjściem.
Plus Malwa, też z odzysku, bo spódnica mi nie pasowała. Nawet jej nie założyłam, poza przymiarką.
Drutować zaczęłam dawno temu, ale dość szybko robótka wylądowała w szufladzie i dopiero niedawno do niej wróciłam. I wreszcie skończyłam. Znalazłam dobry sposób, zabieram cały "sprzęt" na plac zabaw, Trzpiot sobie biega, ja siedzę na ławce i działam. Dlaczego wpadłam na ten pomysł tak późno??? Pod koniec lata, a nie na wiosnę??? Nadrobiłabym dużo więcej zaległości.



















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz