środa, 6 marca 2013

Kamizelka moro...


Nakupowało się ortalionu, to trzeba go teraz wykorzystać. Ten moro, nie miał (w przeciwieństwie do pozostałych kolorów) konkretnego przeznaczenia.
I tak leżał sobie w szafie, i leżał, i leżał, czekając, aż mi coś do łba przyjdzie.
I właśnie przyszło, uszyłam dziecku kamizelkę. Nie wiem, kiedy ją założy (więc na razie zdjęć na modelu nie będzie), skoro zima ma powrócić na dłuższy czas. Na mrozy się nie nadaje.
Przymiarka była (oj, nie jest to prosta sprawa) i cóż... myślę, że ze trzy lata ją ponosi.
Wykrój wiadomo, z burdy, ten sam, co przedstawiane wcześniej kurtki.


Po raz kolejny stwierdzam, nie lubię szyć ortalionu. Chociaż samo szycie jeszcze ujdzie, najgorsze jest stebnowanie. Niby człowiek robi to prosto, a wychodzi krzywo. I na dodatek się marszczy.
Za to idealnie nadaje się na śnieg, szczególnie na ten mokry. Wszystko pięknie po nim spływa, łącznie z brudem. 


Dlaczego ona taka jakaś wymiętolona na tych fotkach? Na żywo tego nie zauważyłam.




















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz