czwartek, 7 listopada 2013

Czapka z kotem...


Zastanawiam się, po co Michałowi potrzebna kolejna czapka. Nie wiem, ale zrobiłam i ma. Ma niedużo cienkich, bawełnianych (dwie ?), a ta jest właśnie i cienka, i bawełniana, więc na pewno mu się przyda. Zostało mi jeszcze sporo motków Bawełny nieistniejącego Aniluxu, to powoli wykorzystuję. Nie chciało mi się myśleć i kombinować, dlatego wzór jak widać najprostszy z możliwych. Bez kota tradycyjnie obejść się nie mogło i kot jest. Radość wielką wywołałaby zapewne śmieciarka, no ale to za bardzo pracochłonne, jak dla mnie. Sam kot wyszedł średnio. Przyszywałam go ręcznie a pysio narysowałam pisakiem do tkanin. Trochę za gruby ten pisak. Jeszcze wąsy by się zdały, bo kot bez wąsów, to tak nie za bardzo.
Czapka to następny wytwór placykowy. Bo niby co można robić siedząc na ławce, kiedy moje dziecko biega z wrzaskiem po placyku? Czytać, plotkować lub... drutować. Czytanie wyklucza plotki, ale plotki nie wykluczają trzymania w rękach drutów.




























Brak komentarzy:

Prześlij komentarz