środa, 21 stycznia 2009

Koniec...


Skończyłam. Wczoraj wystebnowałam co trzeba i obszyłam dziurki (przy okazji skrzywiłam „naprawioną” igłę i wylądowała w koszu), dzisiaj przyszyłam guziki i wyprasowałam. Jutro będzie czyszczenie. Ta tkanina przyciąga do siebie prochy i śmieci wszelkiego rodzaju.
Niby wszystko ok, a jednak coś mi nie pasuje. Doszłam do wniosku, że poprzedni płaszcz, z boucle, wyszedł mi lepiej.  
Zastanawiam się, co dalej…     Chyba ślubna kieca…
A propos…  Ujrzałam ostatnio, na wystawie sklepowej,  suknię prawie idealną. Zwyczajna, skromna, prosta, odcinana pod biustem, bufiaste rękawki…  Coś w stylu bohaterek powieści Jane Austen. Ewenement wśród tych wszystkich bez, przyozdabianych różnymi pierdółkami.
Ale…
- jak wiadomo, ja nie chcę białej
- szkoda mi kasy, na coś, co założę tylko raz (nie wiem ile kosztuje, pewnie dużo, jak to   w takich przypadkach bywa), nie wiem, czy się ją da potem przerobić
- mam już materiał i wykrój na szycie

Zdjęć płaszcza oczywiście na razie nie posiadam (i chyba nie zrobię, bo mi się nie podoba), więc w zastępstwie zamieszczam inny, uszyty jakieś cztery lata temu, wspomniany wyżej, z boucle. Obawiałam się, że nie dam sobie rady, ale zaryzykowałam i myślę, że nie jest źle, jak na pierwszy raz.
Tak w ogóle, to chciałam wtedy płaszcz kupić, połaziłam po sklepach i... no cóż, nie stać mnie było na wydanie 1000 zł, a tyle kosztował porządny, polski produkt.
Wygląda na ciepły, zimowy, ale w rzeczywistości tak nie jest, nie ma ocieplenia. Na 5-8 stopni na plusie moze być.











Brak komentarzy:

Prześlij komentarz