czwartek, 15 stycznia 2015

Kurtka na zimę nr 2...


Wspominana wcześniej kurtka ortalionowa doczekała się fotek. Tych "domowych", bo z plenerem przeszkód nie było. Odwieczny, zimowy problem z brakiem odpowiedniego światła w mieszkaniu, szczególnie, kiedy fotografowany obiekt ma ciemny kolor. Nawet, jak stanie się cud i wyjrzy słońce, do normy daleko. A ponieważ "fotograf" ze mnie kiepski...
Nic nie musiałam w tym przypadku kupować, wszystko miałam zachomikowane. Tzn. zamek kupiłam, ale okazał się za długi i wykorzystałam posiadany (wypruty z czegoś, co założyłam raz lub dwa, czyli w zasadzie nówka). Nawet nie wiedziałam, że resztka niebieskiego ortalionu po kurtkach wiosenno-jesienno-letnich przeciwdeszczowych, okaże się aż tak duża.
O dziwo, zamiast kota jest pingwin. On tak bardziej kojarzy mi się z zimą. Tak, mojemu dziecku spodobały się pingwiny. Ten został zaakceptowany.
Tym razem kaptur nie jest odpinany (jak w poprzednich kurtkach). Nie chciało mi się i tyle...
Ze spodniami do kompletu na razie się wstrzymuję. Skoro nie ma zimy (i zapewne już nie będzie), to po co się wysilać. Ten śnieg uwieńczony na fotkach, bardzo krótko istniał, niestety. 
Czyli kolejna zima bez zabawy na śniegu.







































































Brak komentarzy:

Prześlij komentarz