Tym razem portki normalnie krojone, z październikowych zakupów tkaninowych, żadne tam przeróbki.
Tradycyjnie za długie, bo tradycyjnie na wyrost.
Uszyte jakiś czas temu, ale z powodu ciągłych "ciemności" w mieszkaniu (brak słońca), nie dało się pstryknąć fotek.
Mąż też chce takie, więc dokupiłam kolejny kawałek dżinsu i kiedyś tam mu uszyję.
Z resztek (a będą to spore resztki) prawdopodobnie powstanie... albo kurtka, albo marynarka. Dla Trzpiota.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz