poniedziałek, 11 sierpnia 2014

Takie tam drobiazgi...


Takie tam drobiazgi ostatnio poszyłam...





Torebeczka dla męża na... sam zadecyduje, co będzie w niej nosił, pewnie portfel, telefon...
Tu się nieźle nakombinowałam, wyszedł mój kompletny antytalent do szycia tego typu rzeczy. Prucie, poprawianie, prucie, poprawianie...  A i tak efekt jest daleki od pożądanego. Może gdybym miała gotowy, dokładny wykrój, byłoby mi łatwiej. 
Tak, żakiet, płaszcz, kurtka, itp., wychodzą mi zdecydowanie lepiej.






Etui na mężową zabawkę.
Tu poszło mi lepiej, bo rzecz mniej skomplikowana. "Górę" musiałam podwijać ręcznie. Takie maleństwo ciężko wcisnąć pod maszynę. Pewnie by się dało, ale po co się gimnastykować?














A to dla mnie.  Od pomysłu do realizacji minęły 3-4 miesiące. Tak bardzo ciężko było za to się zabrać. To taki wycieczkowy...  no nie mam pojęcia jak toto nazwać.
A zaczęło się od marcowej wycieczki w Góry Stołowe. Moje dziecko złapało kleszcza, zauważyłam go w pociągu, w drodze powrotnej. I nie miałam czym wyjąć gada. Owszem, mogłam po dotarciu do domu, ale w takich sytuacjach im prędzej, tym lepiej. Dlatego zrobiłam to od razu... paznokciami, niestety. Operacja powiodła się, ale w razie powtórki, wolałabym mieć "specjalistyczny" sprzęt. 
Teraz mam gdzie ten sprzęt zapakować i przy okazji coś więcej się zmieści, choćby zapasowe eneloopy.
Projekt nie do końca przemyślany i niezbyt zadowalająco uszyty, ale jak wcześniej wspominałam, takie rzeczy, to nie moja specjalność.
























Brak komentarzy:

Prześlij komentarz