środa, 4 kwietnia 2012

Portki i koszmarne pranie...


Postanowiłam wyprać dwie szmatki (przedstawiałam je w jednym z poprzednich postów), jeszcze przed krojeniem i szyciem. Tak na wszelki wypadek,  gdyby miały później się skurczyć (miał być len, a on to lubi robić) gotowe ubranka.
Len brązowy w porządku, nic się nie działo.
Len dżinsowy za to…  koszmar normalnie. Jeszcze nic nigdy mi aż tak nie farbowało, woda czarna jak smoła. Dopiero gdzieś przy dziesiątym płukaniu zrobiła się lekko przejżysta. Ręce miałam granatowe.
Nie wiem, co z tym fantem zrobić. Chyba po prostu uszyję, co planowałam uszyć, a potem wypiorę kilka razy i wymoczę w wodzie z octem. Może pomoże.

A to spodnie ze sztruksu wcześniej wspomnianego. Właśnie uszyłam. W rzeczywistości kolor jest ładniejszy (według mojego gustu), taki bardziej buraczkowy.
Okazuje się, że wykrój z którego korzystam (po raz kolejny burda 10/2005), powoli staje się za mały dla mojego dziecka. Tzn. długość, bo szerokość nadal pasuje. Na razie będę przedłużać  nogawki, bo zupełnie nowego wkroju nie chce mi się przerysować.













Brak komentarzy:

Prześlij komentarz