środa, 25 kwietnia 2012

Wyrób dżinsopodobny...


Miałam kiedyś spodnie. Dżinsopodobne. Nie lubiłam ich nosić, bardzo nie lubiłam ich nosić, bo ich się nosić nie dało . Tak to jest, kiedy człowieka coś zaćmi, przestaje logicznie myśleć i posłucha pani w sklepie. Tkanina rozciągała się wzdłuż, więc powinnam była  kroić po szerokości, a wykroiłam po długości.
Przeleżały kilka lat w szafie i nagle postanowiłam przerobić je dla mojego dziecka. Tym razem krojąc prawidłowo (stąd te łączenia), w poprzek nogawek.
Wykrój ten sam, co w przypadku poprzednich spodni (burda 10/2005), ale trochę  zwężony. Chciałam, żeby były bardziej rurkowate, niż są, lecz wyszło jak wyszło. I niech tak zostanie.
Tkanina niezbyt przyjazna w szyciu, co widać na fotkach. A może tylko dla mojej maszyny taka jest?












poniedziałek, 23 kwietnia 2012

Wymęczyłam...


Kolejny raz stwierdzam, że Sonata to fajna włóczka, ale drutować  z niej nie lubię. Jest cienka i przez to robota za wolno mi idzie. Dobrze, że sweter małych rozmiarów,  bo dla dwulatka. Wymyśliłam sobie taki prosty, z kołnierzykiem. Nie uniknęłam oczywiście błędu, guziki powinny być dwa.
Ja lubię grube włóczki. Aktualnie na tapecie sweter z Malwy (z archiwum). Wiem, bardzo trudno nazwać ją grubą, ale robię podwójnie, więc idzie w miarę szybko. 









środa, 4 kwietnia 2012

Portki i koszmarne pranie...


Postanowiłam wyprać dwie szmatki (przedstawiałam je w jednym z poprzednich postów), jeszcze przed krojeniem i szyciem. Tak na wszelki wypadek,  gdyby miały później się skurczyć (miał być len, a on to lubi robić) gotowe ubranka.
Len brązowy w porządku, nic się nie działo.
Len dżinsowy za to…  koszmar normalnie. Jeszcze nic nigdy mi aż tak nie farbowało, woda czarna jak smoła. Dopiero gdzieś przy dziesiątym płukaniu zrobiła się lekko przejżysta. Ręce miałam granatowe.
Nie wiem, co z tym fantem zrobić. Chyba po prostu uszyję, co planowałam uszyć, a potem wypiorę kilka razy i wymoczę w wodzie z octem. Może pomoże.

A to spodnie ze sztruksu wcześniej wspomnianego. Właśnie uszyłam. W rzeczywistości kolor jest ładniejszy (według mojego gustu), taki bardziej buraczkowy.
Okazuje się, że wykrój z którego korzystam (po raz kolejny burda 10/2005), powoli staje się za mały dla mojego dziecka. Tzn. długość, bo szerokość nadal pasuje. Na razie będę przedłużać  nogawki, bo zupełnie nowego wkroju nie chce mi się przerysować.