niedziela, 6 maja 2007

Koniec weekendu…


Wszystko, co dobre, szybko się kończy…   Koniec długiego weekendu, jutro powrót do pracy…   Jak mi się nie chce…   Muszę wstać o 4.30…   Przydałyby się jeszcze dwa tygodnie wolnego…
Nie wiem, co ja w ten weekend robiłam, druty i szycie prawie stoją w miejscu. Spódnicę właściwie skończyłam, muszę jedynie zrobić jakieś zapięcie (nie mam konkretnego pomysłu). Kiepsko mi to wyszło, po prostu, tkanina nie pasuje absolutnie do wykroju (zorientowałam się o co chodzi dopiero po wykrojeniu). Środki są krótsze, boki dłuższe, czyli niezamierzona asymetria. Trudno, będę nosić taką, jaka jest, przecież nie wyrzucę do śmieci.  Teraz żałuję, że nie pomyślałam o spódnicy falbaniastej.
Kolarko-szorty też gotowe. Nieźle się namęczyłam. Maszyna nie chciała tego szyć (nie mam pojęcia, co się z nią dzieje, dawniej nie miałam takich problemów), albo przepuszczała, albo zrywała się nitka. Dopiero, jak podłożyłam papier, mogłam normalnie skończyć. Teraz mam zajęcie, trzeba te papierowe strzępki wyskubać. 
Wzięłam się  także za lnianą sukienkę. Coś mnie w pewnym momencie zaćmiło i musiałam pruć, a potem oczywiście przeszyć od nowa.

Chyba założę nowy blog, rowerowy, z fotkami z moich wycieczek. Doszłam do wniosku, że zamieszczanie ich tutaj, między robótkami,  jest trochę bez sensu.

To będzie ostatni raz…


























Brak komentarzy:

Prześlij komentarz