czwartek, 8 września 2016

Kurtka moro...


Sprzedawca, u którego kupowałam tkaninę moro i dresówkę moro, miał w swojej ofercie także coś o nazwie mikrofibra. Na podstawie opisu i zdjęcia, nie dało się stwierdzić, co to takiego. Tu potrzebny był dotyk. Pomyślałam sobie, że co mi tam, zamówię pół metra i sprawdzę, kilka złotych, to nie majątek. Okazało się, że dobrze zrobiłam, tkanina okazała się całkiem fajna, pasująca przede wszystkim na kurtki. Trafiłam na coś, czego od dawna szukałam.
Postanowiłam od razu sprawdzić, jak zachowa się pod wpływem wody. Nalałam parę kropli i nie wsiąkały. Nie sądzę, aby była całkowicie nieprzemakalna, ale trochę wytrzyma. Akurat to mało istotne, bo się nie nastawiałam.
Tuż przed wyjazdem w Tatry dotarło do mnie, że moje dziecko nie ma kurtki. Z poprzedniej wyrósł. W ekspresowym tempie musiałam robić zamówienie na allegro a potem uszyć. Skończyłam wieczorem, w dniu poprzedzającym wyjazd.
Wykrój z Burdy 10/2015. Na podszewkę użyłam zwykłą bawełnę, taką jak na pościel.
Kurtka przydała się na szlaku tylko dwa razy. Najpierw na Czerwonych Wierchach, gdzie temperatura w pewnym momencie spadła do 10 stopni (na początku był krótki rękaw, przed Ciemniakiem szybkie ubieranie) i w okolicach Rakonia. Pod kurtką ciepły polar (tym razem oryginalny), więc nie zmarzł.









































Pozostałe:
bluza - Ultrek
spodnie - ja
buty - Hanzel
czapka - firma spod Łodzi





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz