wtorek, 2 września 2014

Bluzka...


Trzy lata temu zakupiłam kawałek różowej dzianiny. I przy okazji kilka innych tkanin też. O ile sobie przypominam, miał to być "przedłużacz" do pewnej przykrótkiej (nie wiem, dlaczego coś takiego swego czasu wyprodukowałam) bluzki. Później się okazało, że dzianina do tego celu nie pasuje, więc odeszła w zapomnienie.
Z tych innych tkanin, już dawno coś poszyłam, a ona leżała sobie, leżała, leżała i czekała na lepsze czasy... 
A potem mi się przypomniało o jej istnieniu, jednak nie miałam pomysłu na wykorzystanie. Coś tam mi niby świtało, ale centymetrów brakowało.
Niedawno coś jednak uszyłam, w końcu. Wykrój tym razem nie z Burdy, a z Anny 1/2014. Postanowiłam przeprosić się z pisemkiem i dać mu jeszcze jedną szansę. Bo kiedyś się zraziłam. Sukienka do tej pory nieskończona, a bluzka nie taka, jaka być powinna. A wszystko przez dodatki na szwy. Jestem przyzwyczajona, że od zawsze ich nie było i sama sobie je dodawałam . W Annie niestety są i zamiast sprawę ułatwić, mocno mi ją skomplikowały.
Tym razem przerysowałam wykroje i wycięłam je bez dodatków na szwy. I problemy się skończyły.
Na rękawy różu zabrakło, więc wzięłam kawałek chabru (tak, to jest chaber, fotki "kłamią"), który pozostał po innej bluzce. W pierwszej wersji miała to być koronka (ścinki po sukience), nawet już ją pocięłam... i szybko zrezygnowałam.




















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz