sobota, 13 września 2008

Nie wierzę w przesądy!


Postanowiłam. Ostatecznie! Sama będę szyć sobie suknię ślubną. Nie wierzę w żadne, jakieś tam bzdurne przesądy.
Od razu wiedziałam, że nie będzie to tradycyjna ślubna, biała lub ecru. Po pierwsze szkoda mi kasy na coś, co założę tylko raz, po drugie w sklepach same paskudne bezy z gorsetem, po trzecie źle bym się w czymś takim czuła.
Odwiedziłam sklepy, Allegro, strony internetowe w poszukiwaniu czegoś wieczoropodobnego i …zonk.  Nie znalazłam nic, co by mi się spodobało. Może i mam wybredny gust, ale… Nie każdy lubi odkryte plecy, wielkie dekolty, gorsety (przeważnie wiązane z tyłu), satyny i jakieś ponaszywane błyszczące pierdółki. Owszem, widziałam nawet fajne dwie kiecki, jedną w normalnym sklepie, drugą na Allegro. Niestety, pierwsza była czerwona i raczej nie mój rozmiar (na początku chciałam ten kolor, ale mi przeszło), druga biała, a jak wiadomo biała nie wchodzi w grę. Ja chcę jasnoniebieską, ewentualnie seledyn lub jaśniutki fiolet.
Przejrzałam burdy i znalazłam coś takiego. Fason może nie jest z moich marzeń, ale ogólnie podoba mi się. Prostota i zwyczajność to coś dla mnie.







Zastanawiam się, jaką tkaninę kupić. Wiem, na pewno nie będzie to satyna. Mniej więcej w listopadzie pojadę do Wrocka, mam nadzieję, że znajdę coś odpowiedniego. W mojej małej mieścinie nic nie ma. Allegro też odpada. Korzystam z niego w przypadku zwykłych ciuchów, a to jest okazja wyjątkowa, przed zakupem trzeba „towar” dokładnie obejrzeć.